Cytat miesiąca

"Dawanie dobrego przykładu jest znacznie lepszym sposobem na rozpowszechnianie idei, aniżeli poprzez używanie siły zbrojnej. "
- dr Ronald Ernest Paul

sobota, 31 stycznia 2009

Jak się gasi pożar?

Program "Morning Joe" stacji MSNBC, 27 stycznia 2009.



lepsza jakość tutaj

Dzień później Izba Reprezentantów przegłosowała ustawę opiewającą na $825 miliardów, choć tym razem bez pomocy republikanów. Nie poparł jej ani jeden członek GOP, choć przy obecnej przewadze demokratów w obu izbach Kongresu nie ma to już większego znaczenia. Stosunek "tak" do "nie" wyniósł 244:188. Ustawa zatem czeka na debatę w Senacie, a potem pod pióro prezydenta Obamy. Doniesienia prasowe mówią o tym, jakoby Obama i jego administracja byli niezadowoleni z braku poparcia również ze strony republikanów i mają nadzieję, że debata w Senacie to zmieni. Warto nadmienić, że istnieje druga wersja tej samej ustawy, ale przygotowanej przez Senat. Oficjalny plan zakłada, że Obama ma podpisać jedną z nich już w połowie lutego.

czwartek, 29 stycznia 2009

ZSRE?

Włodzimierz Bukowski o Unii Europejskiej.



Zamieszczono na kanale odDymarkow .

wtorek, 27 stycznia 2009

piątek, 23 stycznia 2009

Czego tu jeszcze potrzeba?

21 stycznia 2009 u Glenna Becka.

Troszkę lepsza jakość tutaj: http://pl.youtube.com/watch?v=R1jnZotNcG0&fmt=18 .

środa, 21 stycznia 2009

sobota, 17 stycznia 2009

Niemiecka hiperinflacja

Nie istnieje chyba żadna taka inna nauka bądź dziedzina wiedzy, z której wnioski byłyby tak rzadko wyciągane, jak to ma miejsce w przypadku historii.

piątek, 16 stycznia 2009

czwartek, 15 stycznia 2009

Uciekinierzy

Wypowiedź z 12-go stycznia 2009.

Dobra jakość tutaj.

wtorek, 13 stycznia 2009

Stymulowanie drogi na dno



Wzrostowi uwagi poświęcanej następnemu pakietowi, mającemu stymulować gospodarkę, wciąż towarzyszą nawarstwiające się pytania dotyczące naszych problemów gospodarczych. Jak znaleźliśmy się w takim położeniu? Jak z tego wybrnąć? I jak zwykle wszystkie odpowiedzi Waszyngtonu są błędne. Według wielu polityków znaleźliśmy się w tej sytuacji, gdyż za mało wydawaliśmy, za mało konsumowaliśmy i za mało regulowaliśmy rynek. Zatem teraz rząd, niczym mityczny biały rycerz, zamierza nadjechać by uratować nas od poważnego zagrożenia poprzez okrycie gospodarki dolarami, zatrudnienie armii nowych biurokratów, stworzenie bezużytecznych miejsc pracy i wysłanie każdemu pewnego rodzaju czeku ratunkowego. Publiczna debata wydaje się koncentrować na tym, czy aby poniesiony koszt będzie na tyle wystarczający, by uratować gospodarkę, czy też jest to zaledwie "zaliczka" poprzedzająca kolejne interwencje finansowe rządu. Rozmowy tego typu mogłyby się wydać komiczne, gdyby skutki tego nie były aż tak tragiczne.

Następstwa takich działań będą pogłębiać gospodarczy lament dopóty, dopóki nie odrobimy naszej lekcji. Zamiast tego Kongres zachowuje się jak narkomani, którzy muszą sięgnąć dna, zanim będą gotowi zmierzyć się z rzeczywistością. Prowadzą teraz te niemądre zabawy z gospodarką, gdyż rozumują wyłącznie w kategoriach korzyści politycznych. To mówienie o tworzeniu miejsc pracy jest doskonałym tego przykładem.

W odróżnieniu do tego, w co wielu wierzy, celem gospodarki nie jest tworzenie miejsc pracy. Miejsca pracy mogą być oznaką zdrowej gospodarki, tak jak wysoki poziom energii może być oznaką zdrowego ciała. Ale tak jak niezdrowe substancje mogą sztucznie spowodować przypływ energii, która nie ma nic wspólnego ze zdrowiem, tak też sztucznie tworzone miejsca pracy rozjątrzają nasze problemy. Celem zdrowej gospodarki jest produktywność. Miejsca pracy są jej pozytywnym następstwem. "Pracą" może być kopanie przez cały dzień dołu i zakopywanie go dnia następnego, lub być może odpowiednik tego w pracy przy biurku. Takie coś nikomu nie służy. Jednakże kwota widoczna na odcinku wypłaty musi ostatecznie pochodzić z opodatkowania kogoś produktywnego. Niektórzy uważają, że ten model gospodarczy oparty o algorytm karuzelowy, powinien dokądś nas doprowadzić.

Politycy i biurokraci zawczasu zrobili sporo w celu zapewnienia tego, aby miejsca pracy w sektorze prywatnym były nieprzystępnie skomplikowane i drogie w tworzeniu. Teraz są zszokowani widząc, że gospodarka pozbywa się miejsc pracy, i chcą zwyczajnie stworzyć setki tysięcy miejsc pracy, w celu skompensowania ich utraty, poprzez kolejny tak zwany pakiet stymulujący gospodarkę. Waszyngtońskie opatrunki jedynie przedłużą tę agonię. Austriacka szkoła ekonomii uczy, że jedynie wolnorynkowa gospodarka, nieobciążona jarzmem rządowej kontroli, tworzy długoterminowy dobrobyt. Politycy jednakże wykazują tendencję do bycia notorycznie krótkowzrocznymi.

Pozostało mi już tylko zapytać - kto taki ostanie się w sektorze prywatnym, kogo można by opodatkować, aby można było opłacić te wszystkie bezużyteczne zajęcia sektora publicznego? Czy Waszyngton rzeczywiście powinien być uważany za pewnego rodzaju zbawcę, za to, że stworzył nieproduktywne miejsca pracy w miejsce produktywnych zajęć, które sam wyeliminował?

Znajdujemy się w gospodarczej ślepej uliczce, a ci u władzy temu zaprzeczają. Prawda jest taka, że nasze gospodarcze problemy wynikają z rozwiązłej polityki monetarnej, centralnego planowania i pasożytniczych kosztów utrzymania rządu. Dopóki nie przyjrzymy się uczciwie tym problemom, będzie nas niestety czekać długa droga zanim, tak jak narkoman, sięgniemy dna.

Kongresmen Ron Paul
12 stycznia 2009
Przełożył: Riddickerr
tekst źródłowy

Kryzys zaufania

Peter Schiff w wywiadzie dla stacji Bloomberg, październik 2008.



Część 2
Część 3

Zamieszczono na kanale mzabinski .

niedziela, 11 stycznia 2009

Szanse na pokój i nieinterwencjonizm



W ubiegłym tygodniu omawiałem naszą pogarszającą się sytuację gospodarczą oraz fakt, że nowej administracji pozostało już niewiele opcji na usprawnienie spraw na dłuższą metę. Tego samego nie można jednak powiedzieć o froncie polityki zagranicznej. Nasza interwencjonistyczna polityka zagraniczna tylko oczekuje, aby nowa administracja skierowała ją na nowy kurs. Niestety wygląda na to, że nowa administracja będzie najprawdopodobniej kontynuować błędy popełniane w przeszłości. Często miałem okazję dyskutowania o interwencjonistycznej polityce zagranicznej i wynikającego z niej "sprzężenia zwrotnego". Obawiam się, że polityka zagraniczna obecnej administracji wytworzyła ogromny bodziec do takiego sprzężenia zwrotnego przeciwko Stanom Zjednoczonym. Jednakże szczerze wierzę, że spora część świata gotowa jest spojrzeć poza nasze obecne błędy, jeśli tylko nasza administracja dowiedzie, że zmierza w bardziej rozsądnym kierunku.

Inne państwa z całego świata postrzegają naszą ingerencję w ich sprawy jako protekcjonizm, i jest to dla nas bardzo niebezpieczne. Można by pomyśleć, że mamy sporo do zyskania poprzez wchodzenie w te bardzo złożone sytuacje, a jednak przekornie okazuje się, że ponosimy tego konsekwencje. Inne kraje mają swoje problemy - to pewne. Ale jak my byśmy się czuli, gdyby tak Chiny czy Rosja wkroczyły na naszą ziemię i próbowały usunąć stwarzających problemy przywódców czy też korygować naszą politykę za nas? Rozwiązywanie naszych problemów należy do nas i tak samo powinniśmy też uszanować wolę innych krajów. Zamiast tego zamieniliśmy domniemane, pozorne zagrożenia, w prawdziwe, rzeczywiste zagrożenia.

Powinniśmy postępować zgodnie z radą Założycieli odnośnie polityki zagranicznej - przyjaźń i współpraca handlowa ze wszystkimi krajami. Jednym z pozytywnych kroków byłoby zniesienie naszego destrukcyjnego embarga na Kubę, które pozbawia naszych farmerów odległego, o zaledwie 90 mil od wybrzeży USA, rynku zbytu, tym samym wzmacniając tamtejszy reżim komunistyczny. Widzimy, że 50 lat rządowych restrykcji do niczego nie doprowadziło. Potrzebna jest zmiana. Inne kraje powinny same decydować o tym, jak chcą się prowadzić. Nawet jeśli niekoniecznie się z tym zgadzamy, to nie jest to nasza sprawa. Jeśli jacyś ludzie niemądrze wybiorą życie w eksperymentalnych reżimach centralnego planowania, to muszą upaść wskutek własnych czynów, bez potrzeby robienia z nas kozła ofiarnego. Musimy się skoncentrować na naszych własnych sprawach

Jednakże presje wywierane na naszych przedstawicieli ze strony firm zbrojeniowych i wielkich środowisk biznesowych, nie faworyzują pokoju i wolności, czy w szczególności nieinterwencjonizmu. Interwencjonizm to wielki biznes. W ubiegłym roku kontrakty związane z obronnością sięgnęły $300 miliardów, a całkowity koszt wojny i utrzymania naszego imperium zagranicą wynosi $1 bilion rocznie. To świadczy o tym, że spora grupa ludzi czerpie korzyści z wojny i podboju. Wszystkie te pieniądze, zamiast służyć naszej gospodarce, są jej odbierane w celu prowadzenia wojen i dokonywania zniszczeń. Wyobraź sobie co by było, gdyby te środki zostały wykorzystane w kreatywny, produktywny sposób tutaj w naszym kraju!

Musimy ściągnąć cugle naszemu zagranicznemu imperium, tak szybko jak to tylko możliwe. Musimy sprowadzić wojska do kraju i znowu ukierunkować naszą gospodarkę na produkcję, nie na destrukcję. Najmądrzejszą rzeczą, jaką możemy uczynić, jest przyznanie, że nie znamy wszystkich odpowiedzi na wszystkie światowe problemy. Jeśli tylko nowa administracja zechce dać szansę prawdziwemu wolnemu handlowi i nie angażować się w krępujące sojusze, to bardzo na tym skorzystamy. Pod względem ekonomicznym moglibyśmy zaoszczędzić setki miliardów dolarów rocznie! Nowi przedstawiciele mają zarówno okazję jaki i kapitał polityczny aby tego dokonać. Na nieszczęście, tak się raczej nie stanie.

Kongresmen Ron Paul
5 stycznia 2009
Przełożył: Riddickerr
tekst źródłowy

niedziela, 4 stycznia 2009

sobota, 3 stycznia 2009